Po wielu tygodniach plotek, spekulacji i masy przecieków w końcu ujrzeliśmy iPhone’a Xs, iPhone’a Xs Max oraz iPhone’a XR. Absurdalnie wysokie ceny tych smartfonów tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że nowe iPhone’y nie są dla mnie.

Przed tegoroczną konferencją nie miałem większych oczekiwań, bo przecieki, które mieliśmy jasno wskazywały, że rewolucji nie będzie. Możecie się ze mną nie zgodzić, ale iPhone Xs to trochę odgrzewany kotlet z paroma dodatkowymi „ficzerami”. Telefon wygląda naprawdę fajnie, ale powiedzmy sobie szczerze. Nie wnosi on nic, czego nie ma iPhone X, a także wiele smartfonów konkurencji. Oczywiście mamy super szybki procesor A12 Bionic, trochę lepszy aparat czy wodoodporność zgodną z IP68.To wszystko fajne usprawnienia, ale mówiąc delikatnie szału nie ma. Na pewno nie na tyle, żeby zapłacić za to 4979 złotych.

Na wczorajszej konferencji zabrakło mi tego „czegoś”, rzeczy która stawiała iPhone’y ponad inne smartfony. O braku innowacyjności świadczy reakcja publiki obecnej tego dnia w Steve Jobs Theater. W moim odczuciu nie wyglądało to najlepiej. Oglądając tegoroczną konferencje Apple odniosłem wrażenie, że nawet dziennikarze nie byli przekonani do tego, co prezentuje Tim Cook i spółka.

Oczywiście wszystkie telefony z serii S nie mają na celu wprowadzenia rewolucji, a jedynie usprawnień. Te jednak w tym roku są symboliczne, przynajmniej dla mnie. Czasy się zmieniają i producenci wiedzą, że muszą mieć jakiegoś asa w rękawie, aby przyciągnąć klientów.

Cupertino ustala cenę, a klienci grzecznie ustawiają się w kolejce

Ubiegłoroczny eksperyment pod tytułem iPhone X wyszedł firmie z Cupertino idealnie. Wyniki sprzedaży potwierdziły, że kupno telefonu za 999 dolarów, 999 funtów czy prawie 5 tys. złotych nie jest problemem. Skoro tak, to Apple poszło kolejny krok dalej i wyceniło Xs Maxa na 5479 złotych. W najbogatszej wersji z 512GB pamięcią wewnętrzną zapłacimy 7219 złotych!!! Za taką cenę można spokojnie kupić dobrego MacBooka, podstawową wersję iMaca czy solidną lustrzankę z zestawem obiektywów. Oczywiście nikomu do kieszeni nie zaglądam i swoje pieniądze możecie wydać jak tylko chcecie, ale nie uważacie, że pewien poziom absurdu został przekroczony? W mojej ocenie Apple bardzo naciągnęło ceny nowych urządzeń.

Mało śmiesznym żartem oprócz ceny jest też podstawowe wyposażenie. Standardowa 5W ładowarka to produkt dobry dla starszego iPhone'a. W 2018 roku można to śmiało uznać za porażkę i pewną bezczelność. Dodatkowo mamy kabel Lightning, którego nie można podłączyć do MacBooka bez odpowiedniej przejściówki. Oprócz tego Apple postanowiło zrezygnować z dodawania przejściówki na minijacka, która kosztuje 49 złotych. To niby nic, ale zabranie nawet takiego malutkiego dodatku tylko potwierdza, że Apple śmieje się klientowi prosto w twarz.

iPhone XR, mimo wszystko nie przekonał mnie do siebie

Gdy zobaczyłem po raz pierwszy iPhone’a XR stwierdziłem, że tym smartfonem mógłbym się zainteresować. Brak 3D Touch, które i tak nie jest zbyt mocno rozwijane czy wodoodporność zgodna z IP67 - to jakoś można przeżyć. Wielka szkoda, że w telefonie znalazł się tylko jeden aparat, to posunięcie podyktowane pewnymi oszczędnościami, ale do mnie jakoś ten argument nie przemawia. Jeśli wierzyć Apple, to bateria została znacznie usprawniona i półtorej godziny więcej na jednym ładowaniu, to rzeczywiście coś, co może się przydać. Moje zainteresowanie tym modelem zmalało do zera w momencie gdy zobaczyłem jego cenę. Nieco ponad 3700 złotych za telefon z ekranem LCD i tylko jednym aparatem to naprawdę sporo. W pełni zgadzam się ze słowami Bena Thompsona, który stwierdził, że za około 2 lata iPhone XR odegra kluczową rolę na rynku smartfonów. Rzeczywiście, obniżka ceny może zachęcić potencjalnych klientów do zakupu i wtedy na "budżetowego" iPhone'a można spojrzeć z nieco innej perspektywy.

Na dzień dzisiejszy wolałbym dopłacić do jeszcze dostępnego w sklepach iPhone'a X. Apple doskonale wiedziało, co robi usuwając go z oferty. Rozumiem to posunięcie firmy z Cupertino. Ubiegłoroczny flagowiec mógłby cieszyć się większym zainteresowaniem niż aktualne modele. Świetnym tego przykładem jest iPhone 7, który w dalszym ciągu jest chętniej wybierany przez użytkowników, niż chociażby iPhone 8. Tim Cook i spółka bardzo dokładnie to wszystko przeanalizowali stawiając jednocześnie swoich użytkowników pod ścianą.

Niestety, ale na ten moment nowe telefony Apple nie przekonują mnie do zakupu. Apple pozbywa się kompaktowych modeli i w ich miejsce serwuje nam coraz większe smartfony. Niestety, ale mogę stwierdzić, że nowe iPhone'y nie są dla mnie. Wciąż czekam, aż Apple zdecyduje się zaprezentować coś mniejszego wielkości iPhone'a SE czy iPhone'a 8 z 4,7-calowym ekranem.

A wy jakie macie zdanie o tegorocznych iPhone'ach? Dajcie znać w komentarzach. :)